Obóz strzelecki jako forma szkolenia

Pomysł zorganizowania pierwszego obozu strzeleckiego zrodził się sześć lat temu kiedy do Manowa gdzie pracowałem zjechało się na urlop równocześnie paru strzelających. Tydzień wspólnych strzelań zaowocował niezłymi wynikami i od słowa do słowa, obozy lub inaczej wczasy strzeleckie jako, że czasami ilość osób towarzyszących jest większa niż ilość strzelających stały się faktem. Patrząc teraz z perspektywy kilkunastu zorganizowanych dotychczas obozów dochodzę do wniosku, że gra warta była świeczki choćby ze względu na brak podobnych imprez w skali kraju i stosunkowo duże zainteresowanie tego rodzaju formą doszkalania się. Najbardziej wymownym świadectwem na istnienie zapotrzebowania na tego rodzaju spotkania jest fakt, że z niektórymi uczestnikami pierwszych obozów spotykamy się niemal corocznie. Są to teraz strzelcy liczący się w ogólnopolskich rankingach ale wspólne spotkania wnoszą zawsze coś nowego. Nawiązały się liczne kontakty strzeleckie , towarzyskie coraz częściej przenoszące się na sferę pracy zawodowej jako że w obozach coraz częściej biorą udział ludzie biznesu , handlu itp. Ta forma szkolenia ma jedną uciążliwość, sporo kosztuje. Główne koszty to zakwaterowanie i wyżywienie w porządnym pensjonacie przez okres 9-10 dni. Drugim poważnym kosztem są rzutki ok.1000 szt. i potrzebna do ich trafiania amunicja śrutowa 1200 -1300 szt. , amunicja na "zająca" i amunicja kulowa do strzelania rogacza i dzika 100szt. Koszty organizacji i szkolenia przy powyższych kosztach są niewielkie gdyż godzina strzelań pod okiem instruktora oscyluje w granicach 8 zł.
Jakie są zatem zalety takich obozów?. Koszty zakwaterowania i wyżywienia ponieślibyśmy wszędzie gdziekolwiek pojechalibyśmy na urlop. Urlop spędzony na strzelnicy a więc urlop bardzo aktywny ma swoje zalety których dla zapalonych strzelców nie trzeba wymieniać. Na strzelnicę i tak jeżdzimy, więc te koszty po prostu zostają skumulowane na ten krótki okres. Jeśli do naszej pasji potrafimy pozyskać rodzinę która przyjeżdża z nami to mamy już pełen komfort psychiczny. Często brak czasu uniemożliwia nam wyjazd z domu aż na 9 dni dlatego od tego roku wprowadziliśmy spotkania weekendowe. Przyjazd w czwartek wieczorem i trzy dni strzelania. Ten typ spotkań zaczyna być coraz bardziej popularny. Tyle od strony ekonomicznej. Co możemy wynieść jako uczestnicy obozu?. Osiem dni strzelania pod okiem doświadczonych instruktorów pozwoli wejść w tajniki poprawnego strzelania nawet osobom nie mającym do tej pory aktywnego kontaktu ze strzelbą. Te osoby które próbowały już swoich sił na strzelnicy mają gwarancję doskonalenia swoich umiejętności i to w sposób bardzo intensywny. Prawie regułą stało się strzelanie życiowych rekordów - oczywiście na swoją miarę - bezpośrednio po zgrupowaniach. Jakie najczęstsze kłopoty trapią tych którzy przyjeżdżają do Wisły. Postarajmy się temu przyjrzeć.
Pierwszą bolączką z którą muszą się zmierzyć strzelający to wyzbycie się wadliwych postaw nabytych poprzez podpatrywanie innych strzelców bądż wymyślonych samemu. Są to czsami przedziwne postawy z którymi nam jako instruktorom przychodzi walczyć. Warunkiem sukcesu o czym zawsze mówimy na początku jest pełne zaufanie , że to co robimy przyniesie w końcu upragniony efekt. Piszę w końcu, gdyż niecierpliwi strzelcy oczekują poprawy wyników od razu. Jest to absolutnie niemożliwe chyba, że mamy do czynienia z osobą która dopiero zaczyna strzelać, chociaż i wtedy po pierwszych dwóch dniach strzelania mina jej mówi wyrażnie , że spodziewała się czegoś więcej. Osoby które przyjechały już jako "strzelające" po zmianie postawy, techniki strzelania itd.,z reguły zaczynają strzelać dużo słabiej co je wyrażnie irytuje. Podopieczny oczekuje jak największej liczby trafionych rzutków a instruktor oczekuje poprawnego składu, prawidłowej pracy tułowia, nóg , rąk słowem poprawnej techniki strzału. Tak wygląda z reguły początek obozu czyli okres do 3 dnia w którym z reguły przychodzi kryzys spowodowany zmęczeniem. Wynika to z tej prostej przyczyny , że prawie nikt ze strzelających nie strzelał przez kolejne trzy dni takiej ilości rzutków a apetyty są na początku przeogromne. Do tego wszystkiego dochodzi okres aklimatyzacji i tej naturalnej i tej spowodowanej kontaktami towarzyskimi biorącymi swój początek na wieczorku zapoznawczym i wszystko już jest jasne. Dlatego najlepszym rozwiązaniem byłby jeden dzień przerwy ale na to nikt nie chce wyrazić zgody bo przecież trzeba koniecznie strzelać, strzelać, strzelać. Wyjście jest jedno : przystrzelanie broni i rogacz i lis na ostudzenie plus ewentualna zmiana strzelnicy. Z reguły już pod koniec drugiego dnia a najpóżniej czwartego zaczyna się ogólne piłowanie i niemiłosierne szlifowanie kolb w naszej broni co ma uczynić ją wreszcie sprawną. Pod raszpel idzie piękna politura Fairów, Browningów, Berett, i wszelakich marek dostępnych na naszym rynku. Bo tu kolba za wysoka , tu za mały awantaż a tam chwyt za krótki. To piłowanie zazwyczaj poprzedza dopasowywanie kolb na długość. Nasz kolega Witold. S. przyjechał w tym roku na kwietniowo- majowy obóz z nową strzelbą, Sauerem - Franchi za kupionym w Warszawie w bardzo renomowanej firmie Pana ... . Zakupiona jednostka była pasowana przez pracownika rusznikarni i jego zdaniem cyt: "pasowała jak ulał" do sylwetki strzelającego. Witek mierzy 192 cm więc standartowa kolba miała już od razu małe szansę by tak leżeć. Jest młodym myśliwym więc uważał za słuszne polegać na zdaniu fachowca. Jak owo ulał pasowało do sytuacji widzimy na zdjęciu. Karkołomne próby przedłużenia o około 8 cm kolby wyzwoliły sporo pomysłowości i udało się . Witek zaczął trafiać a już w zeszłym tygodniu przyskoczywszy z Warszawy na trzy dni z zupełnie nową osadą zaczął całkiem poprawnie strzelać. Tą historyjkę opowiadam dlatego , że brak poprawnego dopasowania broni to najczęstszy mankament na naszych obozach i o ile z przedłużeniem kolby można sobie poradzić awaryjnie w miarę szybko o tyle ze skróceniem czy przeróbką chwytu są już drobne problemy. Czwartego dnia przychodzą powoli sukcesy. Przychodzą dlatego, że większość uczestników zaczyna przyswajać sobie i stosować w praktyce nowe wskazówki i Ci są widoczni najszybciej. Druga grupa to myśliwi którzy śrutem strzelają dwa trzy razy w roku. Największą ich bolączką jest brak poprawnego składu i strzelanie z kolba opartą o biceps i to za każdym razem w innym miejscu.
Ci mają największe problemy. Nasze podpowiedzi aby codziennie wieczorem w domu na sucho złożyć się kilkadziesiąt razy przechodzą mimo uszu, gdyż życie towarzyskie na obozie jest mocną stroną imprezy i konsekwencją tego są sine ramiona i wątpliwa przyjemność w strzelaniu.
Ale w końcu problemy powoli mijają i w końcówce zaczyna wszystko układać się w drobne sukcesy. Co zatem jest jeszcze mankamentem naszych kolegów z którymi strzelamy? Bardzo często brak dobrej kamizelki strzeleckiej. Niestety to co oferuje handel poza paroma markowymi modelami nadaje są bardziej na ryby niż na strzelnicę. Dlatego warto sprawić sobie porządną , szytą na miarę kamizelkę, dopasowaną do sylwetki strzelającego która nie krępuje ruchów, nie podjeżdża do góry przy składzie, ma odpowiednio rozmieszczone kieszenie i jest po prostu funkcjonalna.
Zauważalnym faktem jest to , że dużo szybsze postępy robią uczestnicy dobrze przygotowani teoretycznie. Mają po prostu zasób wiedzy który teraz bardzo szybko potrafią zaszufladkować w odpowiednie miejsca co znacznie ułatwia im przyswojenie całego procesu szkolenia. 
Końcówka obozu to już nie ci sami strzelcy co przed tygodniem. O ile można tu i tam dostrzec pewne błędy o tyle wiedzą dlaczego spudłowali, potrafią wprowadzić korekty w swoim ustawieniu, wyciągnąć wnioski. Mówimy tu o strzelcach którzy zaczynają bądż zaczęli niedawno strzelanie na poważnie. Ci bardziej na początku zaawansowani po tak długim okresie wspólnie spędzonym na strzelnicy gdzie każde ustawienie, każdy ruch jest omawiany i poddawany ocenie zaczynają na stanowiskach panować nad sytuacją. Trzecia grupa, która zaczynała już strzelając poprawnie zaczyna strzelać regularnie prawie czyste serie i wyrażnie idzie w górę. Pewnym hamulcem dla wszystkich jest ich uczestnictwo w zawodach, gdyż obozy są tak organizowane aby w końcówce szkolenia można było się sprawdzić w zawodach organizowanych przez gospodarzy. Tu z reguły wyniki spadają na łeb na szyję. Nieznani dobrze strzelający zawodnicy, rywalizacja , stres spowodowany lękiem przed porażką, a w zasadzie już sam widok sędziego powoduje wyrażny podział na tych co dopiero zaczynają, tych co już trochę strzelali no i tych dla których zawody nie są czymś paraliżującym. Pierwszy start w zawodach daje dużo do myślenia , uczy pokory ale i pokazuje, że nie taki djabeł straszny jak go malują. Ma też drugą dodatkową zaletę przełamuje często nieśmiałość przed uczestnictwem w takich imprezach i wyzwala chęć współzawodnictwa tak przecież ważnego w każdej dyscyplinie sportu. 
Parę zdań trzeba też poświęcić naszym paniom które są dosyć często ozdobą naszych obozów mowa tu o paniach strzelających. Radzą sobie nad podziw dobrze, są uważnymi słuchaczami i wcale nie dają się zdominować na strzelnicy Panom. Strzelały na naszych obozach panie: Aleksandra Dzięcioł obecna mistrzyni Polski juniorów w skeecie, Katarzyna Pietrzak z Cyfry +, a na ostatnim obozie pani Renata Wacewicz zapalony myśliwy i rokujący duże nadzieje strzelec.
Tych z Państwa którzy chcieliby podnieść swoje umiejętności zapraszam na strzelnicę do OHZ Luszyn /pow. Gostynin/w każdy weekend na organizowane tam szkolenia strzeleckie połączone z polowaniami na zwierzynę drobną i grubą, a także na cotygodniowe treningi organizowane w każdy wtorek, czwartek i sobotę. A zatem do spotkania w Luszyńskim pałacu.

Script logo