Dwa metry pod ziemią.

Dwa metry pod ziemią.

 

Norowanie to dla wielu myśliwych jedna z najbardziej emocjonujących form polowania z psami. Zaskakujące sytuacje , nieoczekiwane zwroty akcji i konieczność błyskawicznych strzałów, które nie zawsze kończą się sukcesem sprawiają, że ta forma polowania ma swoich zagorzałych zwolenników. Obecnie kiedy polowania te odbywają się głównie na stertach zagrożenie dla naszych walecznych norowców jest zdecydowanie mniejsze niż dawniej kiedy polowało się głównie na norach naturalnych. Polowałem głównie z jamnikami i o dwóch z nich nich chcę opowiedzieć.

 

Czinka długowłosa jamniczka trafiła do mnie przez przypadek. Koledze zbywał szczeniak , nie było chętnych i psiak znalazł swój dom. Urodziwa zbytnio nie była ale myśliwemu zależy głównie na tym aby mieć psa do polowania. Nie miała w sobie nic z ciętości z typowego norowca ale miała wspaniały nos i niezmordowanie długie uporczywe głoszenie. Głosiła dwie rzeczy: kunę, i lisa w norze. Pod tym względem była absolutnie doskonała. Kunę potrafiła zwietrzyć w różnych, czasami zadziwiających  okolicznościach. Pamiętam sytuację kiedy z moim kolegą Jarkiem F. z Zielonej Góry zatrzymaliśmy się w lesie przy stojącej opodal sporej mygle żerdzi. Suka wystawiła nos z auta i mimo że kupa żerdzi była oddalona od samochodu około 2metrów zawietrzyła i dała głos raz, drugi. Rozebraliśmy ta mygłę i... kuna była ale niestety wszystko potoczyło się tak szybko że nikt nie zdążył sięgnąć po bron kiedy kuna była już w pobliskim zagajniku. Nory owszem, zaczęły sukę interesować ale jej brak ciętości powodował, że czekało się czasami bardzo długo zanim znudzony jej natrętnym i nieustępliwym szczekaniem rudzielec opuszczał schronienie. Na norach ślepych sytuacja była dużo lepsza . Suka z pasją szczekała przez chwilę i po kilku minutach wychodziła. Wystarczyło wtedy ją odprowadzić i spokojnie cicho czekać na zaniepokojonego mikitę,

Sytuacja zmieniła się diametralnie kiedy do mojej psiarni przybył czarny krótkowłosy jamnik Nabój. Wejście w posiadanie tego psa było zaskakujące. Szedłem jedną z willowych ulic Szczecina kiedy za mijanym żywopłotem posłyszałem żałosny skowyt okładanego psiaka. Zacietrzewiona kobieta trzymając czarnego jamnika za kark bezlitośnie smagała go podniesionym z ziemi kijem.

-Niech że pani przestanie, krzywdę mu pani zrobi to mały pies odezwałem się.

- A niech go cholera weźmie, zatłukę tego bandytę zawołała, a tak w ogóle to co to pana obchodzi –mój pies i tyle.

-no to niech mi go pani sprzeda- samo mi się wyrwało

- kobieta wyprostowała się i ku mojemu zdziwieniu powiedziała;

- dawaj pan dwieście złotych i może go pan sobie zabrać.

Dałem i w podzięce zostałem zaraz ugryziony w rękę, ale na szczęście niezbyt mocno. Zapakowałem psa pod kurtkę i na odchodnym zapytałem  - a jak mu na imię? – „Nabój” odpowiedział kobieta ale bardziej by mu chyba pasowało czort- do widzenia panu odrzekła i poszła w głąb ogrodu.

-Jaki stary? zawołałem.

- No będzie miał koło roku ale u mnie jest dwa tygodnie  i o tyle za dużo usłyszałem w odpowiedzi.

A więc Nabój znalazł dom. Jakiego był kalibru nie wspomnę, ile strat wynikło z tytułu pogryzionych butów , mebli, instalacji samochodowej dokładnie nie wiadomo ale pewne było, że mocno przepłaciłem. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Miałem więc dwa jamniki, zbliżała się zima i pora było przejechać się po lisich norach. Psy zgadzały się ze sobą doskonale więc próba norowania wreszcie nadeszła. Pierwsza nora pusta, suka nawet nie weszła za to Nabój od razu zainteresował się lisim lokum i poszedł do dziury jak by robił to setki razy. Geny zagrały. Za chwile pokazał się w drugim oknie , wyszedł i znowu pomyszkował zainteresowany zapachami pozostawionymi przez właścicieli. Dobrze jest, pomyślałem radzi sobie. Druga nora pusta, trzecia również ale czwarta miała swojego lokatora. Płytka nora z trzema oknami na równym terenie idealna do opolowania. Suka dała głos od pierwszego metra. Nabój stanął przekrzywił głowę chwilkę nadsłuchiwał i wjechał do okna za suką. No i zaczęło się dwa głosy piskliwy uparty suki i ostry zażarty jamnika. Bój toczył się pod moimi stopami. Dobra nasz bierze lisa zdążyłem pomyśleć kiedy rudzielec jak z procy wyskoczył z nory. Przymiarka i bęc, mamy go. Już jak wyskakiwał z nory wydawał mi się przez mgnienie oka dziwnie krótki. Za sekundę za lisem wyjechała suka a z drugiego okna tyłem wycisnął się Nabój z pyskiem pełnym ....lisiego ogona. Tak się zaczęło. Z dnia na dzień , z nory na norę psy zaczęły stanowić niesamowicie zgrany tandem. Lis miał dwie możliwości: albo dobrowolne opuszczenie nory i szansa na ocalenie skory przy moim pudle lub pożegnanie się z życiem w kilku minutach. O ile suka nie dążyła do zwarcia o tyle jamnik nie darował, szedł do przodu jak szalony i z reguły po kilku minutach z nory dobiegało tylko charczenie i sapanie psów. Najpierw wychodziła suka a potem pies ciągnący uparcie lisa na powierzchnię. Niestety ta ciętość miała i swoje złe strony bo pies często obrywał i to porządnie od mocnych lisów. Efektem tego były okresy przestojów kiedy trzeba było kurować psa.

Podczas objeżdżania nor schemat działania był po dwóch latach polowania następujący. Pies miał swoją klatkę w bagażniku, suka zaś siedziała zawsze pod moim fotelem. Dojeżdżałem drogą w pobliże nory, uchylałem drzwi , wypuszczałem sukę i czekałem. Suka znała wszystkie nory na których już wcześniej polowała do tego stopnia, że chodzenie do nich i sprawdzanie było zbędne. Jeśli suka wyszła z zagajnika na drogę i siadła wiadomo było, że lis jest w norze. Kiedy przybiegła do auta szkoda było nawet chodzić żeby sprawdzać norę –zawsze była pusta. Jeśli suka siadła przed autem w wyczekującej pozycji brałem broń, i Naboja na smyczy i szliśmy po lisa. Pierwsza do nory zawsze szła suka i lokalizowała lokatora , potem do akcji wchodził pies. Sukcesy były ale były tez i pudła jak to w takich okolicznościach. W czwartym roku do mojej dwójki psów dołączył Rumcajs ale był trochę duży i nie miał tej ciętości co jego kolega.

Jedno z polowań utkwiło mi w pamięci szczególnie. Był koniec stycznia , mróz, słoneczko, cieczka lisia w pełni. Pojechaliśmy na nory z kolegą do jego koła, Rozeznanie w norach miał słabe ale w końcu trafiliśmy na mocno rozbudowany lisi pałac z kilkoma oknami. Dookoła na śniegu świeże plamy piachu po wytrzepujących się lisach, nory godowe to było to. Okien było kilka ale wychodziły na jedną stroną sporej rozpadliny tak ze widoczność i możliwość strzału była dobra. Obstawiliśmy nory uzgadniając kto strzela gdzie i puściłem sukę a za nią psa i zaczęło się .Pierwsze dwa lisy strzeliliśmy po kilku minutach potem pudło , znowu lis i znowu pudło. Po czwartym strzelonym lisie psy wyszły na powierzchnię ale suce coś nie dawało spokoju. Zniknęła w jednym z okiem za nią zanurkował Nabój. Minuty szły w kwadranse te już w godzinę i dłużej psy było raz słuchać mocniej raz słabiej i stało się wiadome że mamy borsuka. Dla norowców to groźny przeciwnik który potrafi zakopać psa w norze nie mówiąc już o urazach jakie psy mogą zainkasować od tego przeciwnika. Szczek przeniósł się po jakimś czasie w jedno miejsce w korzenie potężnego dębu. No, pomyślałem jeśli tu nam przyjdzie kopać to przechlapane. Staliśmy obok siebie i nagle Jan szturchnął mnie w rękę i wskazał wzrokiem. Jedno z okien było przysypane częściowo śniegiem. Śnieg zaczął się nagle poruszać i w oknie pokazał się pysk borsuka. Nie czekałem ani sekundy, strzał i widzę jak borsuka coś ciągnie z powrotem do nory. To był Nabój który ciął jaźwca po szynkach.  Pies pokiereszowany był mocno , ale nie odpuścił. Wypchnął nam borsuka na strzał. Po obejrzeniu borsuka okazało się że szynki mił pocięte aż do kości. Na zdjęciu widać wynik tamtego dnia, pokot i pokiereszowany pysk Naboja –pierwszy od lewej i psy, Rumajsa i Czinkę. Podczas norowań z tymi psami strzeliłem cztery borsuki. Dwa razy psy oberwały mocno , dwa razy wyszły z niewielkimi podrapaniami trafiając na młode osobniki

Były różne polowania szybkie wolne , łatwe i trudne kiedy odkopywałem swoje psy. Ktoś kto nie polował z jamnikami nie wie ile hartu ducha musi mieć pies aby w ciasnej ciemnej norze iść śmiało do przodu wypychając z niej lisy nie mówiąc o borsuku. Szczęście i nieszczęście chodzi wtedy w parze. Dla norowców zdarza się, że któraś nora jest ostatnia. Często bywało, że nie było szans na kopanie. Zostawiałem wtedy rozpostartą kurtkę a obok miskę z wodą i przyjeżdżałem rano, często już z daleka widząc wybiegającego mi naprzeciw psa . Często ale dwa razy się tak nie zdarzyło. Pozostał mi wielki sentyment do jamników za ich indywidualność, ciętość i waleczność, za wielkie serca w małych psach

Dwa metry pod ziemią.

 

Norowanie to dla wielu myśliwych jedna z najbardziej emocjonujących form polowania z psami. Zaskakujące sytuacje , nieoczekiwane zwroty akcji i konieczność błyskawicznych strzałów, które nie zawsze kończą się sukcesem sprawiają, że ta forma polowania ma swoich zagorzałych zwolenników. Obecnie kiedy polowania te odbywają się głównie na stertach zagrożenie dla naszych walecznych norowców jest zdecydowanie mniejsze niż dawniej kiedy polowało się głównie na norach naturalnych. Polowałem głównie z jamnikami i o dwóch z nich nich chcę opowiedzieć.

 

Czinka długowłosa jamniczka trafiła do mnie przez przypadek. Koledze zbywał szczeniak , nie było chętnych i psiak znalazł swój dom. Urodziwa zbytnio nie była ale myśliwemu zależy głównie na tym aby mieć psa do polowania. Nie miała w sobie nic z ciętości z typowego norowca ale miała wspaniały nos i niezmordowanie długie uporczywe głoszenie. Głosiła dwie rzeczy: kunę, i lisa w norze. Pod tym względem była absolutnie doskonała. Kunę potrafiła zwietrzyć w różnych, czasami zadziwiających  okolicznościach. Pamiętam sytuację kiedy z moim kolegą Jarkiem F. z Zielonej Góry zatrzymaliśmy się w lesie przy stojącej opodal sporej mygle żerdzi. Suka wystawiła nos z auta i mimo że kupa żerdzi była oddalona od samochodu około 2metrów zawietrzyła i dała głos raz, drugi. Rozebraliśmy ta mygłę i... kuna była ale niestety wszystko potoczyło się tak szybko że nikt nie zdążył sięgnąć po bron kiedy kuna była już w pobliskim zagajniku. Nory owszem, zaczęły sukę interesować ale jej brak ciętości powodował, że czekało się czasami bardzo długo zanim znudzony jej natrętnym i nieustępliwym szczekaniem rudzielec opuszczał schronienie. Na norach ślepych sytuacja była dużo lepsza . Suka z pasją szczekała przez chwilę i po kilku minutach wychodziła. Wystarczyło wtedy ją odprowadzić i spokojnie cicho czekać na zaniepokojonego mikitę,Sytuacja zmieniła się diametralnie kiedy do mojej psiarni przybył czarny krótkowłosy jamnik Nabój. Wejście w posiadanie tego psa było zaskakujące. Szedłem jedną z willowych ulic Szczecina kiedy za mijanym żywopłotem posłyszałem żałosny skowyt okładanego psiaka. Zacietrzewiona kobieta trzymając czarnego jamnika za kark bezlitośnie smagała go podniesionym z ziemi kijem.

-Niech że pani przestanie, krzywdę mu pani zrobi to mały pies odezwałem się.

- A niech go cholera weźmie, zatłukę tego bandytę zawołała, a tak w ogóle to co to pana obchodzi –mój pies i tyle.

-no to niech mi go pani sprzeda- samo mi się wyrwało

- kobieta wyprostowała się i ku mojemu zdziwieniu powiedziała;

- dawaj pan dwieście złotych i może go pan sobie zabrać.

Dałem i w podzięce zostałem zaraz ugryziony w rękę, ale na szczęście niezbyt mocno. Zapakowałem psa pod kurtkę i na odchodnym zapytałem  - a jak mu na imię? – „Nabój” odpowiedział kobieta ale bardziej by mu chyba pasowało czort- do widzenia panu odrzekła i poszła w głąb ogrodu.

-Jaki stary? zawołałem.

- No będzie miał koło roku ale u mnie jest dwa tygodnie  i o tyle za dużo usłyszałem w odpowiedzi.

A więc Nabój znalazł dom. Jakiego był kalibru nie wspomnę, ile strat wynikło z tytułu pogryzionych butów , mebli, instalacji samochodowej dokładnie nie wiadomo ale pewne było, że mocno przepłaciłem. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Miałem więc dwa jamniki, zbliżała się zima i pora było przejechać się po lisich norach. Psy zgadzały się ze sobą doskonale więc próba norowania wreszcie nadeszła. Pierwsza nora pusta, suka nawet nie weszła za to Nabój od razu zainteresował się lisim lokum i poszedł do dziury jak by robił to setki razy. Geny zagrały. Za chwile pokazał się w drugim oknie , wyszedł i znowu pomyszkował zainteresowany zapachami pozostawionymi przez właścicieli. Dobrze jest, pomyślałem radzi sobie. Druga nora pusta, trzecia również ale czwarta miała swojego lokatora. Płytka nora z trzema oknami na równym terenie idealna do opolowania. Suka dała głos od pierwszego metra. Nabój stanął przekrzywił głowę chwilkę nadsłuchiwał i wjechał do okna za suką. No i zaczęło się dwa głosy piskliwy uparty suki i ostry zażarty jamnika. Bój toczył się pod moimi stopami. Dobra nasz bierze lisa zdążyłem pomyśleć kiedy rudzielec jak z procy wyskoczył z nory. Przymiarka i bęc, mamy go. Już jak wyskakiwał z nory wydawał mi się przez mgnienie oka dziwnie krótki. Za sekundę za lisem wyjechała suka a z drugiego okna tyłem wycisnął się Nabój z pyskiem pełnym ....lisiego ogona. Tak się zaczęło. Z dnia na dzień , z nory na norę psy zaczęły stanowić niesamowicie zgrany tandem. Lis miał dwie możliwości: albo dobrowolne opuszczenie nory i szansa na ocalenie skory przy moim pudle lub pożegnanie się z życiem w kilku minutach. O ile suka nie dążyła do zwarcia o tyle jamnik nie darował, szedł do przodu jak szalony i z reguły po kilku minutach z nory dobiegało tylko charczenie i sapanie psów. Najpierw wychodziła suka a potem pies ciągnący uparcie lisa na powierzchnię. Niestety ta ciętość miała i swoje złe strony bo pies często obrywał i to porządnie od mocnych lisów. Efektem tego były okresy przestojów kiedy trzeba było kurować psa.

Podczas objeżdżania nor schemat działania był po dwóch latach polowania następujący. Pies miał swoją klatkę w bagażniku, suka zaś siedziała zawsze pod moim fotelem. Dojeżdżałem drogą w pobliże nory, uchylałem drzwi , wypuszczałem sukę i czekałem. Suka znała wszystkie nory na których już wcześniej polowała do tego stopnia, że chodzenie do nich i sprawdzanie było zbędne. Jeśli suka wyszła z zagajnika na drogę i siadła wiadomo było, że lis jest w norze. Kiedy przybiegła do auta szkoda było nawet chodzić żeby sprawdzać norę –zawsze była pusta. Jeśli suka siadła przed autem w wyczekującej pozycji brałem broń, i Naboja na smyczy i szliśmy po lisa. Pierwsza do nory zawsze szła suka i lokalizowała lokatora , potem do akcji wchodził pies. Sukcesy były ale były tez i pudła jak to w takich okolicznościach. W czwartym roku do mojej dwójki psów dołączył Rumcajs ale był trochę duży i nie miał tej ciętości co jego kolega.                                                                                                                                                                                                                                                        Jedno z polowań utkwiło mi w pamięci szczególnie. Był koniec stycznia , mróz, słoneczko, cieczka lisia w pełni. Pojechaliśmy na nory z kolegą do jego koła, Rozeznanie w norach miał słabe ale w końcu trafiliśmy na mocno rozbudowany lisi pałac z kilkoma oknami. Dookoła na śniegu świeże plamy piachu po wytrzepujących się lisach, nory godowe to było to. Okien było kilka ale wychodziły na jedną stroną sporej rozpadliny tak ze widoczność i możliwość strzału była dobra. Obstawiliśmy nory uzgadniając kto strzela gdzie i puściłem sukę a za nią psa i zaczęło się .Pierwsze dwa lisy strzeliliśmy po kilku minutach potem pudło , znowu lis i znowu pudło. Po czwartym strzelonym lisie psy wyszły na powierzchnię ale suce coś nie dawało spokoju. Zniknęła w jednym z okiem za nią zanurkował Nabój. Minuty szły w kwadranse te już w godzinę i dłużej psy było raz słuchać mocniej raz słabiej i stało się wiadome że mamy borsuka. Dla norowców to groźny przeciwnik który potrafi zakopać psa w norze nie mówiąc już o urazach jakie psy mogą zainkasować od tego przeciwnika. Szczek przeniósł się po jakimś czasie w jedno miejsce w korzenie potężnego dębu. No, pomyślałem jeśli tu nam przyjdzie kopać to przechlapane. Staliśmy obok siebie i nagle Jan szturchnął mnie w rękę i wskazał wzrokiem. Jedno z okien było przysypane częściowo śniegiem. Śnieg zaczął się nagle poruszać i w oknie pokazał się pysk borsuka. Nie czekałem ani sekundy, strzał i widzę jak borsuka coś ciągnie z powrotem do nory. To był Nabój który ciął jaźwca po szynkach.  Pies pokiereszowany był mocno , ale nie odpuścił. Wypchnął nam borsuka na strzał. Po obejrzeniu borsuka okazało się że szynki mił pocięte aż do kości. Na zdjęciu widać wynik tamtego dnia, pokot i pokiereszowany pysk Naboja –pierwszy od lewej i psy, Rumajsa i Czinkę. Podczas norowań z tymi psami strzeliłem cztery borsuki. Dwa razy psy oberwały mocno , dwa razy wyszły z niewielkimi podrapaniami trafiając na młode osobniki

Były różne polowania szybkie wolne , łatwe i trudne kiedy odkopywałem swoje psy. Ktoś kto nie polował z jamnikami nie wie ile hartu ducha musi mieć pies aby w ciasnej ciemnej norze iść śmiało do przodu wypychając z niej lisy nie mówiąc o borsuku. Szczęście i nieszczęście chodzi wtedy w parze. Dla norowców zdarza się, że któraś nora jest ostatnia. Często bywało, że nie było szans na kopanie. Zostawiałem wtedy rozpostartą kurtkę a obok miskę z wodą i przyjeżdżałem rano, często już z daleka widząc wybiegającego mi naprzeciw psa . Często ale dwa razy się tak nie zdarzyło. Pozostał mi wielki sentyment do jamników za ich indywidualność, ciętość i waleczność, za wielkie serca w małych psach

Script logo